Przejdź do treści

Niedostateczna

Jednym z największych dział jakie wyciąga przeciw nam Zły są słowa: „Nie jesteś dostatecznie dobra/ dobry. Zobacz ile rzeczy robisz źle. Nie zwracają na Ciebie uwagi, nie jesteś ważna/ważny. Nikt Cię nigdy taką/takim nie pokocha”.

Cierpiąc na brak samoakceptacji człowiek codziennie mierzy się z takimi myślami. Są jak takie uporczywe muchy bzyczące nad uchem. Rzutują na każde twoje działanie, odbierają ogromną część radości, zamazują prawdę. Masz dosyć, próbujesz je wytłuc, wszystkie, jedna po drugiej. Jednak one ciągle się namnażają. Na miejsce jednej przychodzi kilka nowych. Czy jesteś skazany, by z nimi żyć wykonując tę syzyfową pracę, by im nie ulec, nie poddać się?

Jak można być szczęśliwym z myślą: nikt Cię nie pokocha. Nie jesteś wystarczający/wystarczająca.

Każda relacje, która nie wypali, każda przyjaźń, gdzie ktoś wolał zacieśnić więzy z kimś innym, każde jedno słowo zgaszenia, każde odrzucenie, każdy zawód, każda odebrana nadzieja, każde marzeń o czymś idealnym przykładanym do tak zakrzywionego przez te uporczywe, trujące myśli obrazu tego kim jesteśmy i jacy jesteśmy.

Najgorsze jest to, że te myśli tworzą taki kokon, który oddziela nas od Jezusa. Który odbiera nam tę szansę doświadczenia tego, że w Jego oczach jest się kimś najcudowniejszym. Kimś poślubionym na zawsze Jemu, kimś kogo tak ukochał, że wyrył sobie na dłoniach imię tej osoby. Nikt ani nic nie może odebrać Ci godności, którą On nadał Ci jak się urodziłeś.

W obecnym czasie oczekujemy Jego przyjścia. On pokazuje nam w fakcie narodzenia Mesjasza, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafi przyjść centralnie do naszych serc, nawet jeśli owija go czarna taśma z napisem: „NA ZAWSZE BĘDZIESZ SAM. NIE MASZ SZANS NA MIŁOŚĆ”. Dla Niego nie ma miejsca nieodpowiedniego na narodzenie, bo przecież może przyjść w każdej stajni, oborze. Po prostu w każdym brudnym, odpychającym, uwłaszczającym miejscu. Nie ma czasu, który nie byłby adekwatny. Nie ma wędrówki, której się nie podejmie by nas spotkać. Miłość Jego nie zna granic, nie ma takich barier, które można dookoła niej otoczyć. Nieskończona w cierpliwości, zawsze wyczekująca Twojej gotowości, słowa, decyzji, zawsze gotowa na spotkanie, skłonna by walczyć do samego końca. Do ostatniego bicia serca, ostatniego oddechu, ostatniej myśli i ostatniego słowa. Niestrudzona, nie do zniechęcenia, nie rezygnująca, nie odrzucająca, nie odpychająca. Idealna.

Taką miłością On nas ratuje. Daje nam życie. Pokazuje nam na krzyżu, że w Jego oczach jesteśmy warci każdej walki. Dla nas przyjmie każde uderzenie bata, upadnie tyle razy, ile trzeba, bylibyśmy my byli w stanie zawsze wstać z kolan. Został wyśmiany, opluty, poniżony, po to, by nikt nigdy nie był w stanie tak potraktować naszego ducha i naszego serca. Jego ofiara, jest jak apteczka zawierające najskuteczniejsze lekarstwo na brak miłości, całkowicie darmowe i niewyczerpywalne.

To On roztacza namiot swojej światłości, gdzie chroni nas od wszystkich pocisków, które są, będą i były w nas celowane.

Księga Izajasza, gdy traktuje o spustoszeniu, opuszczeniu, ruinach przypomina mi o tym, co brak poczucia bycia kochanym przez Boga robi z naszym sercem. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele życiodajnych miejsc zmieniło się w opustoszałą pustynię. Ile rzeczy runęło z hukiem, ile budowli zostało zdmuchniętych jak domek z kart. Jak wielka śmierć, rozpacz i trwoga rządzi nami, naszymi emocjami i postrzeganiem dobra, Boga. Jak ubodzy i zniewoleni jesteśmy…

To naturalne, że potrzebujemy miłości otrzymywanej też od ludzi. To jest jedno z najbardziej podstawowych i niezbywalnych pragnień, które od małego są naginane pod realia, modyfikowane doświadczeniem i temperowane przez wszystkie momenty, gdy stykamy się z brakiem miłosierdzia i przebaczenia.

W głębi serca chcemy kochać i tak samo chcemy być kochani.

Po ludzku bardzo chcę być kochana. Ale to pragnienie nie może mi odebrać Jego daru miłości, który On codziennie ma dla mnie. Inaczej człowiek jest zgubiony. Jest to stroma droga ku spustoszeniu, po której będziemy zbiegać jak na złamanie karku.

Dlatego myślę, że tak ważne jest by wołać – przyjdź Panie Jezu. Narodź się we mnie z całą Swoją miłością, którą dla mnie masz. Nie ma innej drogi prowadzącej ku zbawieniu.

Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana,
królewskim diademem w dłoni twego Boga.
Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”,
o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”
Raczej cię nazwą „Moje <w niej> upodobanie”,
a krainę twoją „Poślubiona”.
Albowiem spodobałaś się Panu
i twoja kraina otrzyma męża.
Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę,
tak twój Budowniczy ciebie poślubi,
i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy,
tak Bóg twój tobą się rozraduje.

Iz 62, 3-5

2 komentarze

  1. Ppp Ppp

    Pełna zgoda, przy czym zamiast „Szanan” należy pisać „Szkoła” i „nauczyciele”. Właśnie szkoła uczy nas, że jesteśmy niewystarczająco dobrzy, mądrzy, wyćwiczeni, entuzjastyczni, ciągle mamy braki itp. itd.
    W prawdzie po opuszczeniu szkoły nikt nas nie pyta „Jaka miałas ocenę z przedmiotu X w semestrze Y”, ale po kilkunastu latach takie tresury wielu ludzi nawet nie wie, jak się od takich myśli uwolnić.
    Pozdrawiam.

    • kontrapunktdlaswiata kontrapunktdlaswiata

      Nie zgodzę się, że jedynie szkoła. Choć myśle, że w dużej mierze definiuje nasze późniejszy wybory edukacji, drogi zawodowej i rzutuje na dostrzeganie w sobie talentów. Przez oceny często myślimy, że jakaś dziedzina nie jest dla nas dobra, bo nauczyciel dość skutecznie zgasił we wczesnych latach zapał.
      Ale to wszystko wychodzi z jednego wielkiego porównywnywania. W szkole jesteśmy porównywani skalą ocen. Ale też mnogość kompleksów tworzy się w wieku nastoletnim, gdy u niektórych pojawi się trądzik, niektórzy przybierają na wadze, niektórzy są bardziej lubiani przez rówieśników. My sami mając masę bodźców z mediów społecznościowcyh, gdzie promowane są wyidealizowane ujęcia z życia zaczynamy życ poczuciem niedostatku albo właśnie braku.

      Dużo o tym napisałam w poście: https://kontrapunktdlaswiata.blog.deon.pl/2020/07/25/jako-nastolatce-zabraklo-mi/

      Ale też lwią część postrzegania siebie definiują ludzie dookoła. Wszystkie relacje, które się sypnęły, jakieś nieudane związki, jakieś niedocenienie w pracy, coś na studiach nie siądzie – to buduje w nas jakieś poczucie, że ludzie na nas nie zwrócą uwagi, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, by mogli nas pokochać skoro ktoś wcześniej nas odrzucił.

      Jest to bardzo złożony mechanizm i to działa interpersonalnie, ale także na drodze dorastania, gdzie kluczową rolę odgrywa poznanie siebie.
      również pozdrawiam

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *