Jedną z największych łask w tym roku, poza oczywiście poznaniem Boga, którą niemożliwe jest przebić, było powolne zanurzanie się w tajemnicę modlitwy różańcowej.
Wraz z momentem, gdy zaczęłam zawiązywać żywą i szczerą relację z Jezusem, wkroczyłam na drogę przełamywania oporu do Różańca. Nigdy wcześniej nie umiałam się nim modlić, uciekałam od niego tak daleko, jak to było możliwe, a odmówienie dziesiątka było męczarnią. Niezliczone rozproszenia, ciągłe bujanie w obłokach, frustracja niezrozumieniem po co się tak modli, zastanawianie się dlaczego to musi być tak monotonne, nudne i uciążliwe.
Wraz z tym, jak Bóg zmieniał mnie, kształtowała się moja postawa wobec tej modlitwy. Zaczęłam go odmawiać nie ważne, czy byłam skupiona w dziewięćdziesięciu procentach, czy tylko w dziesięciu. Modliłam się, ponieważ wierzyłam i nadal wierzę, że dzięki ofiarowaniu się Jezusowi, przez wstawiennictwo Maryi, głębiej zanurzeni jesteśmy w Jego miłość. To wszystko przejawia się tym, że o wiele trudniej zgasić nas w Ducha Świętego, który nas odwodzi od grzechu. Dlatego pierwszą intencją i motywacją było pragnienie życia w wolności od tego, co zabija w nas miłość – grzechu.
Następnie zaczęłam bliżej poznawać osobę Maryi. Jej postawę, jej świadectwo wiary spisane na kartach Pisma. Nałożyłam także na te lakoniczne fragmenty z Ewangelii realia życia. Człowiek doznaje zachwytu Jej osobą. Zaryzykowała swoim życiem, by móc przyjąć Jezusa do swojego serca. Powiedziała Bogu tak, chcę Ci służyć, jestem gotowa przyjąć te zadanie od Ciebie, mimo niepokoju, mimo niewiedzy, mimo braku pełnego wyobrażenia jak macierzyństwo Syna Boga może wyglądać. Po napełnieniu Duchem pobiegła usługiwać Elżbiecie. Pierwszą rzeczą, którą czyni po nawiedzeniu przez Anioła jest posługa drugiemu człowiekowi. To wszystko jest możliwe dzięki postawie pokory wobec Stwórcy. Tchnienie Boga i Życie, które nosiła w sobie przyczyniło się do pierwszych cudów – jej pozdrowienie, gdy w progu staje już z Jezusem, poruszyło Jana, który miał prostować drogi Jezusowi. Za sprawą Jej jednej decyzji, tak trudnej i po ludzku niemożliwej do udźwignięcia. spełnią się wszystkie przepowiednie proroków. Ona sama nie skupia się na tym, że jest słabym człowiekiem, że może nie podołać, że to za dużo dla niej, że nie jest idealna, że w jej ludzkiej perspektywie tyle rzeczy jej brakuje. Znalazła uznanie u Boga i na tym buduje swoją wartość, piękno, życie i dzięki temu jest Mu w stanie ofiarować siebie. Zaufanie, pokora, ale też pewność siebie, siła, umiejętność poruszania życia w innych i dla innych. Wszystko przez Jezusa, z Jezusem i dla Jezusa.
Kogoś takiego prosimy o wstawiennictwo – ktoś kto w rękach trzymał małego, bezbronnego, nieporadnego Jezusa. Całkowicie odsłoniętego, złożonego w Jej opiekę, zależnego od Jej miłości. Nie wyobrażam sobie większego zaufania, jakie Bóg mógł ofiarować człowiekowi. Każdemu z nas w Boże Narodzenie złożony w ręce jest Jezus jako obraz Bożej miłość. Przypomina nam to o tym, że pod naszą opieką jest Jego Duch, dlatego to nasze decyzje będą mieć wpływ jak to, zasiane w nas, ziarno miłości będzie rosnąć, jak będzie podlewane i ilu osobom da ono schronienie.
Nie ma bliższej osoby Jezusowi niż Maryja. Ta, która wytrwała w swojej posłudze do końca. Która musiała znieść ciężar ciała swojego Syna złożony w Jej ramiona zaraz po ukrzyżowaniu. Która mimo tego doświadczenia, po ludzku niszczącego, zabijającego ducha, nadzieje i radość, wyczekiwała zmartwychwstania. Ona nieustannie trwała na modlitwie z uczniami, była opiekunką pierwszego kościoła, który się formował. Żyła dla Niego, zawsze w cieniu, w cichości i pokorze serca, w pięknie bycia stworzoną przez Boga. Pokazuje nam w Kanie Galilejskiej, że nasze prośby, kierowane do Jezusa, do Boga, powinniśmy dopełniać słowami: jestem gotowa/gotowy uczynić wszystko, co mi powiesz. Ona sama w tych słowach była tak przekonująca, tak ufna i tak pewna tego, że Jezus może uczynić wszystko, że służący byli skłonni zaryzykować wiele. Wzięli miski, w których obmywano członki ciała, podnieśli coś, co symbolizuje brud, nieczystości (w dalszej interpretacji można przytoczyć grzech) i kierując się słowami Jezusa napełnili je wodą. Na końcu przynieśli taką wodę, z takich misek do gospodarza z poleceniem, by go tym poczęstować. Tylko w zaufaniu i oddaniu się Jemu mogli to uczynić. Dopiero wtedy nastąpił cud.
Tylko Jezus z tych grzechów, z tej kompletnie beznadziejnej sytuacji mógł wyprowadzić coś życiodajnego, mógł sprawić, by ukazała się Chwała Boga. Wszystko za wstawiennictwem Maryi.
Dlatego jedna dziesiątek jest tak pełna w swojej treści. Wołanie do Ojca przez modlitwę Ojcze Nasz, dziesięciokrotne oddanie się w ręce Maryi, by na końcu wychwalić Trójcę Świętą. To wszytsko zwieńczone jest słowami O Mój Jezu… Dla mnie ta modlitwa jest pełna czułości, miłości do osoby Syna Człowieczego. Nie ma chyba bliższych słów, którymi można się do Niego zwrócić, niż o Mój (Kochany, Jedyny, Wybawicielu, Prawdo, Drogo…). Wszystko to przeżywamy pięć razy w nierozłącznych tajemnicach. Od nich zaczynamy. Dzięki nim głębiej jesteśmy złączeni z Jezusem, wchodzimy na drogę, którą On musiał przejść od narodzenia do zmartwychwstania.
Tajemnice radosne, w których możemy rozważać początek wypełnienia obietnicy z pieśni o Słudze Jahwe. Uczymy się od Maryi postawy, która najpełniej pozwala Bogu na działanie. Cieszymy się z faktu, że Jezus się narodził, że Bóg przyszedł specjalnie dla nas. Razem z Maryją możemy składać Jezusa, a wraz z nimi wszystkie nasze troski, zmagania, lęki oraz te dobre, cudowne, życiodajne rzeczy, po to, by w ostatniej tajemnicy w tym wszystkim odnaleźć Jezusa, Boga. Czasem udaje się to dopiero po trzech dniach szukania przepełnionym trudem, z pewnością ogromną liczbą zwątpień i chęci poddania się.
Jednak dzięki modlitwie możemy doczekać się spotkania.
Tajemnice bolesne przypominają nam o tym, że Jezus był tylko i aż człowiekiem, który jako jedyny kochał nas tak bardzo, idealnie i do samego końca. Modlitwa w ogrójcu jako Jego doświadczenie słabości człowieka, lęków i chęcią poddania się, odsunięcia od siebie kielicha. Możliwość stanięcia obok Jezusa i powiedzenie Mu, że Ty nie chcesz posnąć, chcesz przebyć z Nim tę drogę krzyżową, chcesz trwać z Nim dźwigając swój krzyż, bo wiesz, że na końcu jest zmartwychwstanie. Decydujesz się na podjęcie się tego trudu – dla siebie, z miłości do Niego. Przeżywasz biczowanie, które było przyjęciem każdej krzywdy, które może wyrządzić ci grzech przez Jezusa. Uczynił to, żeby ciebie ten ból tak nie dotknął. Później uświadamiasz sobie, że ta korona cierniowa, która miała wyśmiać, upodlić, pozbawić wartości Jego królowanie dla ciebie jest najcudowniejszym diademem. Daje nadzieję, że nawet, jeśli ludzie dookoła odrzucają Boga, to Jezus nie zdziera tej korony z głowy. Wręcz przyjęciem ciernia wskazuje, że dla wszystkich, którzy mu tę koronę nałożyli, też jest zbawienie. Długie godziny z drzewcem na barkach, gdzie posuwał się krok po kroku, upadając, sięgając twarzą ziemi, podnosząc się z trudem z kolan, sam, wyśmiewany, poniżany, obdzierany z godności człowieka. Napędzany miłością do nas. Wszystko zwieńczone ofiarą dla nas. Następuje ciemnica, pustka, cisza, lęk i czas oczekiwania.
W tym wszystkim na końcu ujawnia się chwała Boga, który wskrzesza Jezusa i mówi, że miłość do nas jest silniejsza, większa i potężniejsza niż jakiekolwiek cierpienie, zniszczenie, spustoszenie, śmierć i grzech. Nie ważna jakie koszty trzeba było ponieść, Bóg był w stanie dla nas to uczynić. Krzyż jest brutalny w swojej symbolice, prostocie. Nie ma żadnego ale, nie ma takiej rzeczy, której Bóg dla nas nie uczyni. Nie ma także nikogo, dla kogo Jezus nie poświęcił życia. W takim duchu rozważamy tajemnice, gdy Bóg zmartwychwstał. Przypominamy sobie, o tym, że po Jego wniebowstąpieniu z pomocą Ducha możemy głosić Go, poznawać i odnajdywać drogi, którymi należy kroczyć, radzić sobie z trudnościami i grzechem mimo braku Jego materialnej, namacalnej obecności. Maryja, do której wołamy, nierozerwalnie wpleciona w Jego życie, do końca kroczy za Nim. Zostaje zabrana do Nieba, od początku wybrana przez Boga, jedyna, która nie doświadczyła śmierci. Łączy się z Nim. Dlatego zostaje ukoronowana jako królowa Ziemi i wszystkich ludzi. Każdy, przeżywając te tajemnice, za jej pomocą, może kroczyć śladami stóp Jezusa.
PISMO ŚWIĘTE jest Natchnione przez BOGA, tak niewiele mówi o Maryi, a tak wiele ma do powiedzenia, odnośnie Maryi, instytucja kościoła rzymskokatolickiego.
Wyprowadzanie z wersetów biblijnych nauk, przez kościoł rzymskokatolicki których tam NIEMA.