Przejdź do treści

(Bez)interesowna modlitwa

Czasem warto zastanowić się co wypełnia nasze serce gdy stajemy na modlitwie przed Bogiem? Prośba, potrzeba rozwiązania problemu, brak sił i pragnienie umocnienia, chęć podziękowania, gotowość podzielenia się co u mnie?  To wszystko pozwala budować i scalać naszą relację i jednocześnie umożliwia nam doświadczanie Jego żywej miłości. Tylko to nie jest clue całej modlitwy. Dzisiaj pragnę zrobić kilka kroków w tył, by zagłębić się w ducha. Zejść wiele pięter w dół i zastanowić się, co tak naprawdę położone jest jako fundament naszej wieży, która ma nas zbliżyć do Boga.

Jednym z najpiękniejszych, a zarazem także najtrudniejszych momentów w moim życiu było przyjście przed oblicze Boga w ciszy. Bez własnych słów, bez pomysłu na to, w jaki sposób będę rozmawiać, bez koncepcji jakimi torami przebiegną moje myśli i jakie obszary życia będą poruszane. Zrezygnowałam na chwilę z „ja” w modlitwie. Zdarłam otoczkę przymusu formułek, próby upodabniania tego do rozmowy (bo wcześniej byłam świadkiem jedynie własnego monologu), zdjęłam presję modlitwy jako obowiązku i pewnej części uwagi, chęci czy otwartości serca, którą należy się Bogu. Bo uczą, że On jest i kocha. Zejście ze stopni „wypada”, „tak mnie uczono się modlić”, „rozmowa, której wymiaru nie rozumiem” nie przychodzi łatwo. Pozwala to jednak wypracować w sobie postawę stawania z niczym przez co mogę kierować swoje skupienie na to, z Kim tak na prawdę się spotykam.

Kim On jest dla mnie? Jak go postrzegam? Jakie jest moje doświadczenie modlitwy? Najważniejsze – czy jestem gotowa przyjąć coś nowego? Nie wychodzić jako pierwsza z otwarciem tej rozmowy? Odnaleźć w sobie tę ciszę, by usłyszeć te tak wyczekiwane „witaj”?

Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie.

Mt 8, 8

Dopiero kiedy usłyszałam od niego przywitanie to zdałam sobie sprawę, że spotykam się z Nim prawdziwie. Poczułam, że to nie jest wyłącznie religijna praktyka bez szansy na głębsze doświadczenie. Odkryłam co jest pod oceną i obrazem kreowanym wyłącznie własnym wyobrażeniem relacji, którą przecież budują dwie osoby. Musiałam przełamać bariery by nie zacząć robić wszystkiego pod własne dyktando, nie próbować odrzucić ciszy ani jej przerywać, podjąć decyzję o prawdziwym spotkaniu. Warto było w sobie wzbudzić tę chęć by stanąć przed Nim twarzą w twarz.

Nie wyobrażam sobie jak inaczej można budować coś żywego na takiej martwiej modlitwie jaką kiedyś była moja. Jedna decyzja i jedno spotkanie odmieniło wszystko. Cisza, powstrzymanie tego, co płynęło ode mnie. Powiedzenie sobie: koniec „JA”, bo teraz pora na „ON”.

Aktualnie czymś, czego uczę się w modlitwie jest mówienie „kocham Cię” bez żadnego „BO”. Jedynym wyjątkiem jest to, że „kocham Cię, bo Ty mnie kochasz.” W końcu przez to zostaliśmy stworzeni i taka jest geneza naszego narodzenia. Ale staram się wychodzić od tego, że nie modlę się tylko, bo potrzebuję siły by mierzyć się ze słabościami i grzechem. Nie staję przed Nim by głównie rozwiązać własne problemy. On nie jest tylko chwilową ucieczką od tego świata. Najważniejszą rzeczą, która ma kłaść fundament pod wszystko jest to, że ja Go kocham. Tak jak On kocha mnie. Dlatego przychodzę do Niego, gdy męczy mnie grzech i słabości, dlatego ofiaruję mu życie i trudy, dlatego staram się słuchać jak dobrze przeżyć życie, dlatego chcę Go poznawać, słuchać i uczyć się, dlatego chcę być Jego świadkiem, dlatego żyję, dlatego ufam i dlatego w Nim wszystko pokładam. Bo kocham. Nieustannie uczę się tego i widzę ze zbyt często zapominam lub pozwalam by zeszło to na drugi plan.

*Dlatego tak piękną lekcją jest to, że w tych problemach, zmaganiach i słabościach najcudowniejszym uczuciem jest powiedzenie w pierwszej kolejności: kocham. By zrezygnować na chwilę z siebie. W końcu tego uczy nas całe życie – jak miłować innych.*

Zawsze na taką wątpliwość i myśli o tym, czy takie nasze kroki mają jakikolwiek sens On bardzo skutecznie kontratakuje. Przypomina, przez krzyż, że upodobał sobie tych najsłabszych, bo oni najbardziej chcą, oni najmniej tłumią potrzebę swojego serca by doświadczyć Jego miłości, oni najbardziej będą są gotowi owocować i wzrastać. Ze słabości płynie siła. Gdy panuje mrok On rozpala jasność. W momencie braku miłości On wylewa na nas całe jej wiadro.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *