Last updated on 5 listopada 2020
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
Łk 14, 26
Czym jest owa nienawiść? Jak to możliwe, by Jezus nawoływał do takich rzeczy? Jak ona ma się w ogóle objawiać? Co jest prawdziwym celem ataku słów Chrystusa?
Może być tym to, co odróżnia nas, ludzi, od Boga. Mowa o tendencji do ulegania grzechowi, słabościom, podejmowania złych i krzywdzących innych decyzji, umiejętność (świadomego lub nie) ranienia innych. Owa nienawiść jest dla mnie wykształceniem w sobie pewnego dystansu do drugiego człowieka. Nawet wobec tych, których kochamy! Jest to ochrona przed tym, że inni, włączając w to tych najbliższych, mogą nas odrzucić, nie zrozumieć, wyprzeć się, zranić, wgnieść w ziemię, podeptać i zostawić poranionego, osamotnionego. Takie sytuacje, mimo, że są ciężkie, nie mogą nam odebrać Jego miłości i zamazać tego, jaka jest prawda o Nim. To zabezpieczenie, żeby nie przyłożyć tych okrutnych twarzy, pokazanych nam przez ludzi dookoła, do obrazu Boga i powiedzieć Mu: „Ty mnie nie kochasz. Jesteś taki, jak oni. Nie chcę Cię w swoim życiu”.
Szokujące by tak się do Niego zwrócić, prawda? Szkopuł w tym, że nieustannie tak robimy. Obarczamy Jego za decyzje ludzi, za systemy wartości, którymi się kierują, za to co robią z ich wolną wolą, za rezygnowanie z dobra, za zaprzeczanie swoim działaniem miłości, za niepodejmowanie trudu wybaczania, za uleganiu grzechom i trwaniu w nich. Dlaczego On dopuszcza by inni tak nas ranili? Gdzie w tym jest Jego miłość?
Odpowiedzią jest krzyż, miejsce gdzie zostało zmiażdżone zło. Mamy wolną wolę w wyborze czy przyjmiemy wybawienie. Wręczone jest nam zaproszenie, by kroczyć Jego śladami. Czy jesteśmy świadomi jaka była Jego droga po tej ziemi?
Syn Boży na pewno nie został przyjęty, jak Król Świata. Urodzony w stajni, pośród zwierząt i smrodu, odrzucany przed tych, którzy uczyli o Jego Ojcu i którzy najbardziej mieli Go wyczekiwać. Większość ludzi przychodziła do Niego głównie by zostać nakarmionymi, uleczonymi z chorób, jednak gdy dochodziło do momentu przyjmowania nauki o Stwórcy ich uszy były zamknięte. Nie chcieli słuchać o Tym, który to czyni. Nie czuli potrzeby wyjścia poza aspekt potrzeb cielesnych, materialnych, tych pochodzących z tego świata. Mało kto odpowiadał na zaproszenie, by poznawać Boga, słuchać prawdziwie Słowa Bożego i szczerze, z oddaniem wierzyć. Tylko garstka z uczniów została wybrana apostołami. Judasz zdrajca, wątpiący Tomasz, Piotr Skała, który trzy razy się zaparł. Podczas modlitwy w Ogrodzie Oliwnym, wtedy kiedy Jezus najbardziej potrzebował ich wsparcia, obecności, umocnienia w tym, co ma za chwilę się wydarzyć, to oni posnęli. On prosił, ale oni nie potrafili oprzeć się słabości. Gdy został aresztowany i czekał na wyrok, nastąpiło wyparcie się tego, który mówił, że miłuje najbardziej na świecie. Okrutnie skatowany, osamotniony, opluty, zwyzywany. Wydany na śmierć, ale także na pośmiewisko i pozbawienie godności człowieka. Postawiony na równi z najgorszymi przestępcami. Droga krzyżowa, która skończyła się w oczach tego świata zwycięstwem, czyli śmiercią Jezusa. Tryumf katów. Syn Boga wywyższony na tronie z drzewca, ukoronowany koroną z ciernia, odziany w nagość, pojony octem.
Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Łk 14, 27
To zło było, jest i będzie. Skoro ludzie potraktowali tak Tego, który zrodził się z miłości Boga do człowieka i nie mógł sobie poczytać żadnej winy, to jak muszą traktować siebie samych?
Pytasz gdzie jest Jego miłość?
W tym, że nie widział innej drogi by Cię uratować jak przyjąć to zło na siebie i pokazać, że po śmierci jest zmartwychwstanie. Przypomina Ci, że nie ten świat definiuje to, czy życie zachowasz czy stracisz. Jedyną drogą Twojej zguby jest moment, kiedy pozwolisz ludziom zabić w sobie nie tylko ciało, ale także ducha. On jest nadzieją i drogowskazem, że mimo największego możliwego fizycznego i duchowego cierpienia nie można odrzucić Boga. On jest jedyną drogą, by zachować życie.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem
Łk 14, 33
W tej pespektywie wyrzekanie się wszystkiego to dla mnie ochrona. To nie ograniczanie siebie, nie odbieranie sobie przyjemności z życia, nie pespektywa rezygnowania z ludzi, nie wskazanie by przestać cieszyć się z tego, co pozytywnego i dobrego można czerpać z tego świata. Nie jest to odrzucenie relacji, postanowienie o niekochaniu ludzi, nieotwieraniu się, wypieraniu się ich obecności w swoim życiu. Jezus pokazywał, że mamy kroczyć temu naprzeciw. Że im mocniej Cię ubiczują, tym bardziej nadstawiaj drugi policzek. Wtedy więcej przebaczenia i miłosierdzia można ukazać. On wyszedł do nas jako do tych, którzy mają stać się jego katami. W pełni świadomy siły działania grzechu, znający serce każdego z nas. Wiedział ile razy każdy z nas Go odrzuci i zada mu ranę nie przyjmując Jego miłości. Mimo to nigdy nikogo nie zostawił. Wręcz przeciwnie – powiedział: „nie potępiam. Kocham i wybaczam. Tylko przyjmij moją ofiarę. Nawróć się, bo tylko tak mogę cię uratować”. Na krzyżu przyobiecał ci miejsce, gdzie cierpienie nie ma prawa wstępu, gdzie nie będzie władzy zła nad siłami człowieka, gdzie panuje duch, a nie materia. Oddając swoje życie w twoje ręce wręczył ci klucz, byś zawsze mógł otworzyć drzwi do tego królestwa.
Tam jest Jego miłość.
Nie ma większej miłości niż oddać życie za przyjaciół i przyjąć to, że tę ofiarę obdarowani mogą odrzucić. Bo do końca została nam zostawiona wolna wola w przyjęciu Jego zaproszenia do bycia zbawionym. Codziennie można podjąć decyzję, że chce się zostać pokochanym tą idealną, niezachwianą, niezniszczalną, prawdziwą, szczerą i przenikającą serce miłością.