Przejdź do treści

Aby być wierzącym trzeba mieć twardy charakter

W najgłębszym kryzysie wiary, kiedy czekałam na pewną osobę, podszedł do mnie pewien mężczyzna. Znajdowałam się w miejscu bardzo popularnym i prawie zawsze zatłoczonym. Niedaleko miał rozstawiony swój namiot Kosciół Uliczny. Jeden pan dawał bardzo żywiołowe świadectwo – próbował opisać prawdziwe spotkanie Boga. Jeśli sami tego doświadczyliśmy to wiemy, że nie ma słów, które by mogły odzwierciedlić te wydarzenie. To trochę jak wyjaśnienie ludziom w dwuwymiarowym świecie czym jest trzeci wymiar. Skutkiem było to, że na twarzach ludzi niewierzących widziałam, że dla nich to brzmiało jakby facet był na jakimś haju i miał narkotyczny odlot. Wyśmiewanie się, wytykanie palcami, żarty…

Wracając do sytuacji – padło pytanie „a Ty wierzysz w Jezusa?”. Zdanie było szyte czystą kpiną i rozbawieniem. Byłam daleko od Boga i Kościoła wtedy, ale powiedziałam „tak, wierzę” z całą pewnością i siłą. Zbity z tropu dopytał „i w to, że On zbawił nas wszystkich?Umierając na krzyżu?” „tak, dokładnie w to wierzę”. Odszedł bardzo zmieszany, z wyrazem szoku na twarzy.

Sama się zastanawiałam skąd ta stanowczość, mimo kryzysu i podłamania, na które składały się niezliczone wątpliwości co do wiary, Boga.

Łatwo nam podpisać się pod chrześcijaństwem, gdy mamy to zrobić jedynie w obecności obcej nam osoby, której osąd, reakcja, zachowanie nas nie poruszy i nie wpłynie na nasze otoczenie. Nic ani nikogo wtedy nie tracimy, nasz świat się nie zmieni i wszystko biegnie takim torem jak wcześniej. Ale warto sobie zadać pytanie co byś zrobił/zrobiła gdyby stanął na tamtym miejscu twój partner/ przyjaciel/ członek rodziny? Potrafiłbyś stać wyprostowany i powiedzieć prosto w oczy – „tak, w to wierzę”? Byłbyś gotowy na następstwa i zmiany?

To wymaga siły charakteru – by nie ulec temu co może nieść szykana w głosie kogoś dla nas ważnego. Stawić czołu ewentualnemu niedowierzaniu, powątpieniu w twoje słowa, wartości, inteligencję, osąd, wiarę – to wszystko co składa się na ciebie. Jak wypracować taką pewność, by się nie zaprzeć i nie zawahać? Być gotowym na rozłam w rodzinie, związku, kręgu przyjaciół? Na zostanie samemu mając tylko Boga?

Można łatwo zbadać to jak twardy jesteś – czy oddzielasz sacrum od profanum w swoim życiu. Czy masz twarz dla ludzi i twarz dla Boga? Czy w Twoim świecie są wartości twoje i wartości wychodzące od wiary? Czy większą miłością darzysz ludzi niż Boga? Czy prędzej zrezygnujesz z Mszy Świętej, modlitwy niż ze spotkania, rozmowy, chatu ze znajomymi?

Te słowa są wielokrotnie powielane w Kościele – ale no nie można być po części wierzącym. Dzielić czas w życiu gdzie jest Bóg, a gdzie go nie ma, miejsc gdzie On może wejść, a gdzie nie, mieć część serca zarezerwowaną dla Boga, a część dla reszty. Nie ma zachowań innych gdy myślisz, że Bóg jest obok, a innych gdy Go „nie ma”. Inna postawa wsród ludzi wierzących i niewierzących. Nie ma dekalogu danego przez Boga jako inspiracji i zbioru własnych, wyróżnionych przykazań wybranych jako nasza moralność.

To wymaga postawienia pewnej granicy, nie do ruszenia przez żadne wichry, stojącej na skale. Przyjęcie, że w Twojej codzienności jest Bóg, towarzyszy Ci w każdej sekundzie, wtedy gdy upadasz i wtedy gdy tryumfujesz. Chce być w relacjach z ludzmi wierzącymi i niewierzącymi, Jego dekalog jest Twoim dekalogiem. Prawdziwie On jest drogą, prawdą i życiem. Nie ścieżką, gdzie schodzisz na chwilę każdego dnia by odbyć swój obowiązek. Nie podkoloryzowana czy wyblakłą, nagiętą pod siebie czy wygładzoną by móc przedstawić innym prawdą. Nie krótką chwilą gdy rezygnujesz z życia by się z Nim spotkać, ale to On jest Twoim życiem, a Twoje czyny, słowa są nieustanną modlitwą. Tutaj leży siła i dzięki temu – staniesz przeciwko każdemu i powiesz – „tak, dokładnie w to wierzę”. I podpiszesz się pod tym i ręką, i nogą, i głową, i sercem.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *