Jest we mnie te kilka dni przed Jego przyjściem zachwyt, pewne uwielbienie odnośnie tego, co uczynił.
Dobija mnie ostatnio to, ile emocji we mnie siedzi. Jak silne one potrafią być. Jak ogromnie wyostrzone jest przez to moje postrzeganie wszystkiego. Mimo wszystko, mimo lęku i mimo świadomości jaki wpływ kiedyś miały na mnie – nie tłumię ich, nie hamuję, nie wstydzę się ich, nie chowam je w sercu, nie zakopuje w ziemi, nie udaję, że ich nie mam. Staję z tym, co mam w sobie przed Bogiem i proszę, by narodził się we mnie. W takiej, jaką jestem na prawdę.
Nie mam powodu, by krępować się tym, że mam dosyć. Nie widzę celu, w udawaniu, że jestem wystarczającą silna, by dawać sobie radę. Nie chcę rezygnować z modlitwy, bo wydaje mi się, że zbyt często proszę o siłę, bo może że za bardzo skupiam się na sobie, bo wydaje mi się, że Go męczę swoim wołaniem.
On sam doświadczył tego, co znaczy być „tylko człowiekiem” i aż człowiekiem. Przeszedł przez każdy etap naszego życia, od poczęcia, narodzin, dorastania, wzrastania duchowego, aż do nauczania i śmierci. Ziemskiej. Stał się jednym z nas. Poznał na własnej skórze czym jest ból, cierpienie, rozczarowanie, niezrozumienie, pragnienie, lęk, konieczność umocnienia Duchem Świętym. Zna emocje, płacz, zawód na wylot. A najgłębiej doświadczył chęci pokochania i bycia pokochanym. Bo tym jest istota Jego przyjścia.
Jego narodzenie było jawnym darem miłosierdzia, zaufania, chęci wyzwolenia i uratowania człowieka. Chodząc po ziemi i ucząc o Ojcu wołał o nawrócenie, byśmy poznali Jego miłość. Pragnieniem Boga było pragnienie obdarowania człowieka miłością, wolnością i umiejętnością miłowania. Tym jest Boże Narodzenie. Tym jest wybawienie. Tym jest obietnica życia wiecznego. Tym jest zrodzenie nas na nowo.
To wszystko budzi we mnie ogromny zachwyt. Ukazuje mi coś niesamowitego. Pozbawia wstydu tego, kim się jest. Zostaliśmy poznani na wskroś. Nie ma zakłopotania słabością, bo dokładnie takimi zostaliśmy ukształtowani. Umiłowani tak bardzo, że Bóg wcielił się w naszą postać. To zwierciadło, gdzie poznajemy siebie w całości, gdzie rezygnujemy z bycia dzieckiem, myślenia jak dziecko, płakania jak dziecko, a przeżywamy każdy dzień jako dojrzalsi ludzie nie jest czymś co ma nas poniżyć, obnażyć i wyśmiać. Ono wyzwala. Wydobywa z nas wszystko i bezpardonowo punktuje to, kim jesteśmy.