Last updated on 23 września 2020
Odcięcie się od wszystkich bodźców z zewnątrz, odsunięcie wszelakich myśli, uspokojenie emocji na tyle, by móc się zdystansować. Wszystko po to by podjąć decyzję – w tej chwili wyciszenia chcę spotkać Boga. To jest mój punkt wyjściowy i teraz wchodzę do zupełnie innej rzeczywistości.
Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję.
J 14, 27
Wszystko po to by doświadczyć tego pokoju, nie z tego świata… Czyli czego?
Dla mnie to jest czas odnalezienia Boga w sobie, a także spotkanie się z samym sobą, w prawdzie. Możliwość przyjrzenia się temu co siedzi we mnie. Wzięcia pod lupę i „rozgrzebanie” emocji i tego, co aktualnie może mnie odciągać od modlitwy. Odnajdywanie źródła różnych przykrych odczuć, a także docenianie tego, co pozytywne przytrafiło mi się danego dnia. Oddawanie wszystkiego Bogu, w tej ciszy i spokoju, pozwalając Mu by w tym chaosie myśli, wydarzeń, uczuć zrobił porządek.
Jako młode osoby musimy zdać sobie sprawę jak kluczowe jest sprecyzowanie tego, czego pragniemy, za czym tęsknimy, czego nam brakuje. Jakie są nasze cele, ambicje, co jest dla nas najważniejsze lub co najsilniej na nas oddziałuje. Jest to czas nauki budowania relacji, bycia w stanie dostrzegać niszczących nas przyjaźni czy związków, potrafienia rozeznania komu warto zaufać jednocześnie będąc gotowym na zmierzenie się z potencjalnymi zawodami i uzbrajając się w przebaczenie, zrozumienie, akceptacje tego, że nie jesteśmy idealni. Umieć odmawiać ludziom, którzy próbują na nas wpłynąć tak, byśmy zaczęli działać wbrew sobie i swoim wartościom. Nabrać pewności siebie, dostrzec swoje talenty i działać tak, by je rozwijać. Zdobyć odwagę i wypracować w sobie chłodną głowę żeby być w stanie podejmować decyzje, te ważne jak i te bardziej błahe. Być stanowczym i nie ulegać wpływom z zewnątrz jednocześnie zachowując umiejętność wysłuchiwania rad innych i trafnych uwag. Pozwalać sobie być samodzielnym w wyborze ścieżek życiowych jednocześnie dostrzegając wskazówki innych, które drogi mogą być ślepymi uliczkami. Kształtować swój charakter, pracować nad wadami równolegle ze świadomością, że jest się kimś pięknym, niepowtarzalnym i wyjątkowym. Nie być głuchym na poprawnie wskazywane błędy, a także nie popadać w brak samoakceptacji i nie poddawać się negatywnym myślom o swoich wadach. Kochać siebie, nie pogrążać się w pysze, umieć dostrzegać swoje niedoskonałości zarazem nie stając się swoim wrogiem, ładującym wszystkie ciężkie działa by siebie zmiażdzyć.
Dlatego bardzo łatwo w tym okresie „bycia młodym” o ogromny chaos w głowie. Pod ogromną dawką bodźców, zatopieni w masie zajęć, często przeżywając pierwsze stresy, zawiedzione przyjaźnie i złamane serca. Uczeni by uciekać w świat wirtualny, zagłuszać niepożądane myśli, nie dzielić się za dużą ilością informacji o sobie z innymi i nie wystawiać się za bardzo na zranienia, nie ufać za mocno i nie wierzyć ludziom nadto co konieczne. Pod naciskiem wszechobecnego wyścigu w szkołach o jak najlepsze stopnie, żeby dostać się do jak najlepszych placówek, na zadowalające studia, zdobyć, satysfakcjonującą w oczach społeczeństwa, pracę i móc prowadzić dostatnie życie – często zapominając o swoich zajęciach dodatkowych, robieniu rzeczy dla siebie. Czasem nawet uciekając się do rezygnowania ze znajomych, wymawiając się obowiązkami, nauką, pracą. Zatracamy siebie i to co kochamy. Pojawia się chaos, poczucie zagubienia i dryfowania po nieznanych wodach mając świadomość, że mimo kontroli nad łodzią naszego życia, znosi nas w dziwne miejsca, które nie do końca są naszym celem.
Motywacją w życiu człowieka jest odnalezienie dobra, miłości, nadziei, uśmiechu i wplecenie tego w swoją codzienność. Wstawanie z dobrym humorem, spotykanie ukochanych ludzi, robienie tego, co sprawia nam przyjemność, budzenie się w miejscu, gdzie ma się wszystko i jest poczucie o niepowtarzalności i wyjątkowości naszej „bazy”.
I w tym huraganie życia nastoletniego, studenckiego zapominamy zadawać sobie kluczowe pytania. Kim jestem, czego pragnę, czego mi brakuje, jakie rany noszę w sercu, dlaczego odczuwam takie a nie inne emocje. Czy jestem szczęśliwy/szczęśliwa? Bez znalezienia odpowiedzi na te pytania jesteśmy jak statki poruszane przez wzburzone morze naszego życia. Aż do momentu kiedy orientujemy się, że nie wiemy dokąd płyniemy, nie wiemy jaki cel obraliśmy i czy w ogóle to my dzierżymy ster w dłoniach.
Mi z pomocą przyszła modlitwa. Dzięki niej człowiek musi stanąć twarzą w twarz z tym kim jest, a kim chce być. Wtedy jesteśmy w stanie spojrzeć na siebie obiektywnie, wskazać swoje wady i zalety, słabe i mocne strony, to gdzie profitujemy, a gdzie często nastaje regres. Zestawienie tego dokąd się zmierza z tym w jakim punkcie jest. Zadanie sobie pytania czego się pragnie i czy rzeczy, które się robi na co dzień zaspokajają to? Czy to czego żąda się od życia jest tym, czego ktoś powinien szukać. Czy ma się odwagę walczyć o tych, których się kocha i o rzeczy, które mają dla nas ogromną wartość? W jakich relacjach się jest, na czym są one zbudowane? Czy są czymś niszczącym czy czymś wartościowym i pięknym? Jak traktujemy ludzi? Czy umiemy ufać, darzyć miłością, szacunkiem? Jakie rany nosi się w sercu? Ile z nich wciąż krwawi i potrzebuje dobrego lekarza, kto je uleczy? Gdzie potrzebujemy pomocy? W jakich miejscach niedomagamy? Co nas dołuje i jest naszym „defektem”?
Codzienna modlitwa to czas nieustannego stawiania sobie tych pytań – i zarazem otrzymywania na nie odpowiedzi. Nieodpuszczanie i dbanie o nią pozwala nam nie stracić orientacji w naszym życiu. Poznawanie siebie, pracowanie nad sobą, dostrzeganie w sobie ogromnego potencjału, a także wad i grzechów – to wszystko daje nam poczucie spokoju, ponieważ nie gubimy się w tym, kim jesteśmy. I jest to spokój nie z tego świata, bo takiej wiedzy o sobie nie umożliwi nam nikt inny poza Nim.
Wtedy stykamy się z odbiciem siebie w oczach Boga.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
1 Kor 13, 12