Przejdź do treści

Na ten czas wybieram samotność

Last updated on 26 lipca 2020

Ilu z nas na twarzy ma wymalowany smutek, przygnębienie, żal? Rozczarowanie ludźmi, zawiedzione przyjaźnie, nieudane związki, złamane serca, pokłócone rodziny – może się wydawać, że taka jest nasza codzienność. Myślimy – mogę wybaczyć raz jeden, drugi. Ale też po co mam to robić jeśli ktoś nie żałuje? Po co mam się za kogoś modlić skoro ta osoba nie chce mnie znać? Jak w tym morzu nieudanych relacji docenić te jedne, nieliczne, a przez to tak wyjątkowe, znajomości, które można określić jako udane?

Musimy zrozumieć kilka rzeczy. Po pierwsze w sercu każdego z nas jest ogromna tęsknota. Ogromne pragnienie miłości, docenienia, zrozumienia, akceptacji, uznania. A im więcej relacji „niewypałów”  czy sytuacji, w których ktoś nas skrzywdził, zadał ból, tym więcej w naszym sercu ran, zawodu, dystansu i braku zaufania do ludzi. I możemy albo stawać się osobami wyprutymi z emocji, wypalonymi w środku, dawkującymi sobie znieczulenia w formie relacji na chwilę i bez zobowiązań czy rozrywki zajmującej naszą każdą niepożądaną myśl, oddając się hobby, samodoskonaleniu, nauce, szukającymi upustu negatywnych emocji w używkach albo być osobami, które ciągle cierpią, czują się rozdarci i strasznie samotni. Trwają w ciszy, łzach ronionych w ukryciu, a ich serce zamienia się w jedną wielką ranę. Uznajemy to jako pewnik – pojedyncze promyki szczerej radości i lekkiej nadziei wskazują na to, że długotrwałe szczęście nie istnieje.

Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?

Tutaj trzeba wykonać prosty rachunek : jesteśmy my –  po grzechu pierworodnym nasze postrzeganie wszystkiego nie jest idealne, staliśmy się słabi i grzeszni. Po akcie wypowiedzenia zaufania Stwórcy pozostała w nas ogromna tęsknota – bo grzech pierworodny oderwał nas od Pana Boga – naszego dopełnienia i  źródła szczerej, doskonałej, życiodajnej miłości. Mamy dwie ścieżki szukania tego co zapełni tę pustkę, smutek i lęk. Możemy szukać jej u człowieka, który tak jak my posiada podobne pragnienia. Jest tak samo grzeszny, niedoskonały i tak samo pragnie być pokochany. Albo możemy doświadczyć miłości Jezusa, który uwolnił nas od grzechu umierając za nas na krzyżu. Tego, który ukochał nas tak bardzo, że dźwigał na Golgotę każdy jeden nasz grzech, by swoją śmiercią nas od niego uwolnić. Sam doświadczył jak ogromny jest to ciężar – ile razy upadł i jak mocno został przez niego skatowany. Ale za to po zwycięstwie nad grzechem – my stając w czystości serca możemy się dotknąć Jego najczystszej dobroci i miłosierdzia. I do to tej miłości woła nasze serce – dlatego tak niszczą nas relacje międzyludzkie. Nasze serce jako jedna wielka rana próbuje zaleczyć się raną innego człowieka. Najpierw dajmy działać Panu Bogu – niech On wypełni te serce swoją obecnością.

Teraz pojawia się pytanie – kiedy to się dzieje? Najłatwiej tego doświadczyć w ciszy i w samotności. Dlatego Pan Bóg wystawia nas na te wszystkie negatywne rzeczy. Bo przez to całe zło, które zrobił naszym sercom grzech jesteśmy najbardziej otwarci na działanie Pana Boga. Kiedy nas męczy, zadaje nam ból – wtedy w nasze serce najsilniej wejdzie Jezus. I jak On sam powiedział – jest Pasterzem, który każdą owcę chce zagarnąć do Swojego Serca. Dlatego czasem, żeby otworzyć nasze serce upadamy, plany się sypią, ludzie odchodzą, nadzieje zostają zawiedzione. Zostajemy doprowadzeni do krańca wytrzymałości – żebyśmy byli bezbronni i nie mogli walczyć przeciwko działaniu Boga. Aby mógł w końcu zdjąć nam z oczu zasłony, pokazać, że nie w tym świecie powinniśmy szukać lekarstwa na nasze rany, a w Sercu Pana Jezusa, w Jego ofierze i przebaczeniu.

Dostrzeżenie bycia kochanym przez Pana Boga, próba zobrazowania i zrozumienia ogromu Jego miłosierdzia odradza nas na nowo. Stajemy się osobami silnymi, pewnymi swojej wartości. Całe te poczucie niedocenienia, chęć szukania miłości u drugiego człowieka, uznania – po prostu znika. W końcu znaleźliśmy dopełnienie siebie.

Dopiero kiedy doświadczymy miłosierdzia Pana Boga, będziemy mogli spojrzeć na ludzi właściwie. Będziemy potrafili wybaczać, wesprzeć kogoś, nie będziemy wymagać tyle wobec innych. Sami będziemy w stanie być dla kogoś i mu pomóc, samemu jednocześnie nie wołając o wysłuchanie i uwagę. Nasze relacje się zmienią, bo nie będziemy na nie patrzeć jako substytut miłości. Przestaniemy być uzależnieni od drugiego człowieka. W znajomości staniemy jako kochane osoby. W związki wejdziemy z poczuciem własnej wartości i umocnieni „samodzielnością”. Nasze życie będzie tak samo dobre nawet jeśli nigdy nie znajdziemy tej „właściwej osoby”. Nie mając wielu ludzi dookoła siebie nie będziemy czuli się sami. Bo znaleźliśmy już największy skarb. Taka jest obietnica Pana Boga, której chce dotrzymać. A reszta jest naszą decyzją.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *